poniedziałek, 30 stycznia 2012

Folk w muzyce

Dziś coś całkiem innego. Moja pasja, czyli muzyka. Moją inspiracją na ten wpis jest kilka zespołów, których moje piosenki od jakiegoś czasu krążą mi po głowie.
Będzie ciężko pisać, bo Brontowąsik zrezygnował z popołudniowej drzemki i siedzi mi na kolanach próbując wyartykułować swoją radosną twórczość waląc swoja mała łapką w klawiaturę :P. Dobrze, że Brontosik śpi...
Dobra ale do rzeczy :). Oczywiście kwestia folku w muzyce, tak zwanej popularnej, jest bardzo szeroka i doktorat można by z tego zrobić, jeśli nie habilitację. Tutaj zajmę się tą kwestią bardzo wybiórczo i subiektywnie.
Oczywiście był moment w polskiej muzyce, gdzie folk był bardzo na czasie i wiele zespołów wypłynęło na tym nurcie. Jednym czerpanie z folkloru wychodziło lepiej, innym gorzej, ale nie mnie to oceniać. Mój wpis jednak skupi się na trzech zespołach, które lubię, a które chyba nie koniecznie są szeroko znane lub doceniane..

Zaczniemy od punkowego grania z domieszką cygańskiej nuty. Przedstawiam Państwu Gogol Bordello. Jest to zespół z Nowego Jorku (podobno wielkie odkrycie Madonny). Jednak niech to Was nie zmyli, że to kolejny punk-rockowy zespół spod flagi Blink 182 lub Good Charlotte. Zespół składa się z ośmiu osób, które wyemigrowały z Europy wschodniej do US and A (jak mawiał pewien kazachstański dziennikarz Borat) zapewne w poszukiwaniu lepszego życia.
 Założycielem tego zespołu jest Eugene Hutz z Ukrainy. Nazwa zespołu odnosi się do Nikołaja Gogola (rosyjski pisarz, poeta, dramaturg i publicysta pochodzenia ukraińskiego) i potocznej nazwy domu publicznego. Jak widać ciekawe połączenie... :P
(Brontowąsik spacyfikowany i od razu się lepiej pisze :D ). Ich muzyka to jak wcześniej wspomniałam połączenie energetycznego punka z cygańskim brzmieniem. Piosenki są raczej proste, nie trzeba się w nich doszukiwać jakichś filozoficznych treści, czy drugiego dna, choć zapewne co poniektórzy czepliwi i tego by się doszukali :P. Wszystko jest raczej dosyć lekkie i przyjemne dla ucha. Poza tym jest tam akordeon, a ja lubię użycie tego instrumentu (tak samo jak skrzypeczek) w połączeniu z gitarą. Ogólnie fajnie się słucha, choć nie wszystkie piosenki mi się podobały, w zasadzie mam kilka takich ulubionych, których słucham na okrągło.
Jednym z faworytów jest piosenka.Wunder Lust King  Można tu usłyszeć bardzo ciekawe cygańskie brzmienie skrzypiec, które mnie urzekło od pierwszych dźwięków :).

 Druga piosenka, która bardzo lubię, to American Wedding. Również miła i lekka piosenka, takie kawałki na rozruszanie i poprawę nastroju.


Zresztą widząc Eugene choćby w teledyskach, można od razu zauważyć, że to barwna postać. Zwłaszcza te jego pasiaste, obcisłe spodnie i sumiasty wąs podkreślają jego oryginalność. A mi osobiście kojarzą się z postacią z bajek dzieciństwa, z Dylem sowizdrzałem :D.



Drugi zespół, który bardzo lubię, jeśli jesteśmy już w kręgu folkowych klimatów, jest to kapela z Finlandii (bynajmniej nie The Rasmus :P), czyli Korpiklaani (co oznacza po fińsku "leśny klan" - nazwa bardzo adekwatna:) ). Jest to typowy zespół folk-metalowy. Mieszanka metalu, folku i fińskiej "humppy" – porywającej do tańca skocznej melodii, to cały Korpiklaani. Mi kojarzą się te melodie również z irlandzkim folkowym brzmieniem, a już warstwa tekstowa, to całkiem mi się z irlandzkimi pubami kojarzy ;).
Ten zespół strasznie lubię za ich luz i ewidentną radość jaką daje im granie. Teksty nie powalają głębią, ale są zabawne i mocno procentowe :D. W przeciwieństwie do Gogol Bordello każda ich piosenka wprowadza mnie w dobry nastrój. Skrzypce są genialne, gitara super, lubię takie muzykowanie, choć przy Brontowąsiku i Brontosiku muszę się wstrzymać z graniem głośniejszej muzyki...;/
To takie męskie granie, mocne brzmienia, śpiewanie o alkoholu, ale i tak lubię tych "leśnych ludzi" :). W ich muzyce jest świetne to, że te skoczne melodie i nieskomplikowany tekst szybko wpadają w ucho, Kiedyś w komentarzach pod jedną z piosenek przeczytałam wypowiedź jednego z fanów tego zespołu. Pisał on, że jest kierowcą szkolnego autobusu i puścił raz dzieciakom Korpiklaani, a za chwilę już cały autobus śpiewał "Happy little, happy little, happy little boozer" :D. Śmiem podejrzewać, że autobus pełen staruszek, też byś piewał z entuzjazmem refren niejednej piosenki :).
Dla nie wtajemniczonych "boozer" to potocznie po angielsku "knajpa" lub "ochlaptus"... :D
Chłopaki w swoich nieskomplikowanych strojach przypominają mi "Wesołą kompanię" Robin Hooda.
Teraz moje ulubione piosenki :D
"Wooden Pints" - Zazdroszczę im tych długich włosów, ja jakoś nigdy nie miałam cierpliwości, żeby takie zapuścić :P.

I druga wesoła pioseneczka o jakże wzniosłym tytule "Beer Beer"


Na koniec wisienka na torcie, polska perełka folkowa. Zanim zdradzę o jaki zespół mi chodzi, przyznam się, ze jakoś do tej pory za nim nie przepadałam, aż do usłyszenia ich najnowszej  (chyba?) piosenki. Chodzi mi o Zakopower i "Boso". Dlatego o nich pisze, ponieważ czerpią z folkloru mi bliskiego, z góralskiej muzyki. Nie słuchałam ich , ponieważ zostali wylansowani przez Kayah, za którą nie przepadam (projekcja :PP ). Ale po ostatniej piosence zmieniłam diametralnie zdanie. . Spośród tych trzech zespołów, które są tu przedstawione, Zakopower śpiewa o "czymś" (w zasadzie jest to jeden z niewielu zespołów polskich śpiewających o "czymś"... smutne). Nie będę się zagłębiać w warstwę tekstową, bo ten wpis nie ma na celu analizy utworów, ale muszę przyznać, ze rzeczona piosenka "Boso" ma bardzo ładny tekst i przede wszystkim mądry. W dzisiejszych czasach, gdzie konsumpcjonizm jest na pierwszym miejscu, warto by sobie przypomnieć i uświadomić w ogóle to, że kiedyś każdy z nas odejdzie stąd "boso". Melodia tej piosenki też mnie jakoś chwyta za serce. Zatem, żeby nie było, że "cudze chwalicie, swego nie znacie", z polskich folkowych inspiracji Zakopower to mój numer jeden :).

Na tym skończę mój przydługi wpis. Ciekawa jestem, czy Wy lubicie folkowe inspiracje, a jeśli tak, to kto się Wam podoba?
Pozdro
Faratonga :P

PS Mam nadzieję, że przez ACTA nie zamknął mnie w więzieniu za umieszczenie tu tych kilku teledysków...

wtorek, 17 stycznia 2012

Be beauty, czyli moja subiektywna opinia na temat "Kropiankowych" żeli do mycia twarzy

Hej!
Dziś na tapecie trzy żele do mycia twarzy z serii Be Beauty dystrybuowanych przez sieć sklepów Biedronka. Na YT i blogach wielu dziewczyn widziałam zainteresowanie tymi produktami, dużo osób je chwaliło. Jednak moja przygoda z żelami do mycia twarzy rozpoczęła się na długo przed odkryciem ich popularności w sieci.
Pierwszy żel, jaki kupiłam, to był micelarny żel do mycia twarzy Hydro Effect. Głównym powodem, dla jakiego skusiłam się na ten produkt była jego niska cena, wtedy na promocji był za 3zł z groszami, jako przezorna, że promocja niedługo się skończy zakupiłam dwa. Zatem z racji tego, że był to pierwszy żel, z jakim się zetknęłam, moją recenzję rozpocznę od niego.

"Micelek" jak dla mnie bardzo ładnie pachnie, zapach kojarzy mi się z borówkami, nie wiem, czemu... Pierwszym jego plusem jest to, że jest bardzo wydajny, niewielka ilość wystarczy, żeby umyć dokładnie buzię. Kolejnym miłym zaskoczeniem było to, że świetnie radzi sobie z makijażem (jego usuwaniem oczywiście :P ). Nakładając na twarz nie pieni się, ale zmywa całodzienny kurz i makijaż według mnie przyzwoicie. Nie używam wodoodpornych kosmetyków, ale nie raz musiał sobie radzić z czarna krechą i sobie radził :). Skóra po jego użyciu jest fajna i nie ściągnięta. Ogólna ocena tego, jak się ten kosmetyk zachowywał, w stosunku do opisu producenta to 5/5.







Kiedy pierwszy raz zakupiłam ten żel był w przezroczystej tubce z różowymi elementami, i z takim wyglądem bardziej do mi się podobał, bo jakoś lepiej pasował do pozostałych dwóch..

Drugi żel z biedronkowej serii, jaki testowałam, był z efektem masażu. Jego zapach był inny, również delikatny i nawet ładny ;). Żel  miał podobną konsystencję, jak "Micelek", z tym, że zatopione w nim były małe drobinki, które miały zapewnić masaż skóry podczas mycia. Jeśli już to był masaż, to bardzo delikatny, (choć w sumie, to nie piling, więc nie powinnam wymagać niewiadomo jak mocnych wrażeń). Niemniej jednak mogłoby być odrobinę więcej tych drobinek. Myje w porządku, jednak już nie tak fajnie, jak jego poprzednik. Skóra dobrze umyta, ale makijaż musiałam często dodatkowo zmywać mleczkiem.  Jak dla mnie ocena to 4/5.



I ostatni z tej serii to żel oczyszczający. Jego zapach już jest nieco intensywniejszy, kojarzy mi się z takim pudrem i nie podoba mi się za bardzo... Zatopionych w nim jest dużo drobinek pilingujących, które fajnie masują twarz i delikatnie usuwają martwy naskórek, jednak w tym wypadku nie obejdzie się bez dodatkowego demakijażu, trudno trzeć granulkami po oczach, żeby zmyć chociażby tusz. Ogólnie sprawdził się jako żel do mycia, choć do mnie najmniej przemówił i dałabym mu ocenę 3/5.

Koszt tych żeli to około 5zł w cenie regularnej.



Ktoś oczywiście może mi zarzucić, że się czepiam dwóch powyższych żeli, że nie myją dokładnie makijażu, bo zgodnie z ich opisem, to nie jest ich przeznaczenie. Jednak to jest moja subiektywna opinia, z którą nie każdy się musi zgadzać. A ja z powodu swojego lenistwa szukałam czegoś, co mogłoby mi służyć do codziennej pielęgnacji i do demakijażu w jednym. A że jestem oszczędna chciałam sprawdzić, co Kropianka ma mi w tym względzie do zaoferowania.

Podsumowując, każdy z tych żeli spełnia swoje zadanie według mnie dobrze i będę wracać do nich. Jednak gdybym miała szeregować je w kolejności od najbardziej ulubionego do najmniej, to pierwszy byłby "Micelek", następnie masujący, a na końcu oczyszczający.
Ciekawa jestem Waszych opinii na temat kosmetyków z Biedronki, nie tylko tych żeli. Macie jakichś ulubieńców?
Pozdrawiam
Faratonga :P

niedziela, 15 stycznia 2012

Mniaaaaammmm... pierniczek...

 Siemka Wszystkim :D !!!
Dziś wpis kulinarny. Chcę sie z Wami podzielić przepisem na szybki i łatwy przepis na przepysznego piernika.
Od razu przechodzimy do opisu, co i jak, bo mi już ślinka cieknie, więc bez zbędnych ceregieli ;P

Składniki
  • 1/2 szkl. wody
  • 4 łyżki kakao
  • przyprawa do piernika/ lub moja specjalna mieszanka przypraw (cynamon, gałka muszkatułowa, goździki i imbir - wszystko w proporcjach wg gustu tłuczemy w moździerzu, żeby dobrze się wymieszało i zamiast gotowej przyprawy wyśmienite :) )
  • 2 szkl. cukru (najlepiej brązowy)
  • 4 łyżki miodu
  • kostka masła
  • 2 szkl. mąki pszennej/ krupczatki (wtedy będzie puszystsze)
  • 2 płaskie łyzeczki proszku do pieczenia
  • 5 jajek
  • bakalie do woli i do wyboru (ja dodałam orzechy laskowe, rodzynki i migdały)
Przygotowanie:

Wodę, kakao, przyprawę do piernika (mieszankę przypraw), cukier miód i masło włożyć do garnka i podgrzewać, doprowadzając do wrzenia, żeby wszystkie składniki się wymieszały i ładnie połączyły. Kiedy masa wystygnie dodajemy do niej 5 żółtek, mąkę i proszek do pieczenia. Wszystko mieszamy mikserem, aby powstało gładkie ciasto bez grudek. W osobnej miseczce ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę białka i łączymy z ciastem przy pomocy miksera na najniższych obrotach. Dodajemy bakalie i mieszamy jeszcze raz.
Na wysmarowaną tłuszczem  i posypaną bułką tartą blaszkę wykładamy ciasto i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez ok. 40min.

















Pierniczek w wydaniu zimowo-karnawałowym z cukrowymi śnieżynkami i konfetti.
Gotowe ciasto można ozdobić wedle uznania, u mnie cukrowa posypka na polewie czekoladowej.


















Z tej ilości składników wyszły mi dwie blaszki jedno małe serduszko i większa okrągła forma, taka jak do tarty.

SMACZNEGO!!!

I czekam na opinie, czy w ogóle lubicie pierniczki i jak Wam się udało to nieskomplikowane ciasteczko :)
Pozdrówki!
Faratonga



wtorek, 10 stycznia 2012

Wariacja na temat frencha

Witam!
Korzystając z tego, ze Brontosik (młodszy synek ;) ) i Brontowąsik (starszy synek ;) ) śpią, piszę. Dziś w ramach karnawału pokażę Wam prosty i szybki manicure ;) idealnie pasujący na tę okazję.











Wykonanie bardzo proste. Najpierw całą płytkę paznokcia pokryłam dwoma warstwami czerwonego mieniącego się lakieru MNY Maybelline o numerze 345. Później z lewej strony zrobiłam po skosie pasek/trójkącik (na zdjęciu wiadomo, o co chodzi :) ) czarnym lakierem Miss Selene numer 160. Na końcu lakierem do zdobień srebrnym brokatem Nail Art nr 121 zrobiłam kreseczkę. I oto cała filozofia.
Lubię malować paznokcie, ale nie lubię monotonii, dlatego zawsze staram się jakoś urozmaicić nawet najzwyklejsze "malowanie". Jak Wam się podoba efekt?

Użyte lakiery







poniedziałek, 9 stycznia 2012

WPROWADZENIE

Mój pierwszy wpis... Ciekawe uczucie, bo już dawno nosiłam się z zamiarem założenia bloga, a tu dziś wreszcie mi się udało.
Może na początku wypada się przedstawić. Jestem Anka i na tym blogu postaram się z Wami podzielić wszystkim tym, co mnie interesuje. Głównymi tematami będą kosmetyki i ogólnie makijażowe sprawy, muzyka, książki/filmy, może trochę motoryzacji... A reszta jest milczeniem :P. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Już teraz życzę miłego czytania :). A więcej o mnie w profilu.
PS  Ciężko jest mi pisać z ruchliwym młodszym synkiem na kolanach (dobrze, że drugi jeszcze śpi :P ). A tu trzeba opanować pisanie i hamować zapędy Młodego do zjadania firanki (etap mam wszystko w buzi rozpoczęty).