Jak radzicie sobie z tym gorącem? My jakoś dajemy radę, z dwojga złego wolę upał, niż zimę (ale tylko taką z chlapą i śniegiem z deszczem, bo słońce i mrozik to uwielbiam).
Dzisiejszy post na szybko, i nie bójcie się, nie będzie żadnych intymnych zwierzeń ;P. Chciałam Wam pokazać tylko moje pierwsze w życiu paznokcie hybrydowe :D. Wiem, że Ameryki tym postem nie odkryję. Ale kolory, jakie mam są takie genialne, że musiałam Wam pokazać :D
Nie ma jak prezentacja na kredkach ;P
Hybrydy mam dzięki uprzejmości mojej BBF, Justyny :) Miałam tzw. wychodne z domu bez dzieciaków i trzeba było to wykorzystać na babskie posiady, a czymże by były takie babskie posiady bez jakichś kosmetycznych atrakcji :D
Na zdjęciach widzicie paznokcie, które mają około 3 tygodnie. Normalnie wszystko w domu robiłam, z tym, że starałam się np. zakładać rękawiczki przy myciu garów itp. Jak dla mnie taki okres czasu, to super wyglądają. Nie mogę się napatrzeć na ten połysk. Zwykły lakier go czasem traci, a tu lustro. Jestem zakochana :D
A na dokładkę, dla relaksu podrzucam Wam moje trzy ulubione najbardziej w tym momencie, kawałki Two Steps From Hell - normalnie UWIELBIAM, nic więcej nie będę pisać :)
Na samym początku bardzo, ale to bardzo przepraszam, że tak długo nie pisałam... Spowodowane jest to tym, że po pierwsze moje Maluchy rosną i stają się coraz bardziej ciekawi świata, więc nie wystarczy im tylko siedzenie na podłodze i machanie grzechotkami. Niestety nie, tylko włażą w każdą dziurę, jaką tylko mogą osiągnąć poruszając się na czworakach :P.
Drugi powód to praca, co prawda w zakresie godzin tylko i wyłącznie ode mnie zależącym, ale jednak trochę to czasu zajmuje. Po pracy zatem nie ma już czasu na przyjemności, tylko szybkie przejrzenie poczty i do garów :D czyli mamuśka gotuj obiad :PP.
A trzeci powód to prozaiczny pech, że zawsze, kiedy mam wenę i odrobinę czasu na pisanie coś się musi z kompem lub internetem podziać i po prostu nie da rady :(.
Ale już mi się udało reaktywować mój sprzęt. Nie wiem, jak, ale chodzi, bo jeszcze przed chwilą nie było połączenia z siecią, ale coś włączyłam i nagle działa :). Jakiś geniusz informatyczny się we mnie objawił :PP.
Ale do sedna. Czymże jest ta ekstaza, zapytacie? Otóż to muzyka oczywiście. Nic innego w moim przypadku tak nie działa na samopoczucie i ogólnie stosunek do świata, jak kawał dobrej muzyki.
Już od dłuższego czasu chodziła za mną myśl o podzieleniu się z Wami moją miłością do Two Steps From Hell i tu uwaga to cała wytwórnia, a nie zespół. Już tłumaczę, a posłużę się, jak nie trudno się domyślić Wikipedią cyt.:
"Two Steps From Hell jest wytwórnią muzyczną, zajmującą się produkcją oprawy muzycznej głównie do trailerów filmowych oraz trailerów gier komputerowych.
Poza tym ich muzyka wykorzystywana jest też w programach czy spotach
telewizyjnych. Firma ta została założona w lutym 2006 roku, w Santa Monica w Kalifornii.
W swoich aranżacjach wykorzystują sławne orkiestry, chór oraz angażują
muzyków z całego świata. Autorami muzyki są dwaj kompozytorzy: Thomas J. Bergersen oraz Nick Phoenix[1]." I jak można dalej przeczytać, bardzo wiele trailerów obecnie korzysta z utworów Two Steps From Hell.
Osobiście pierwszy raz spotkałam się z ich utworem Wrath Of Sea przy okazji krótkiego filmiku obrazującego bitwę Radłowską (która odbyła się 7-8 września 1939 r. w Radłowie i okolicach. Więcej na ten temat na stronie Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej ). Filmik podrzucił mi mój brat, który działa w jednej z Grup Rekonstrukcyjnych.
Oczywiście utwór od razu mnie wciągnął w mroczne klimaty i odmęty muzyczne. Mój głód na tego typu kawałki od Two Steps From Hell rósł od tego czasu, aż w końcu cudowny You Tube przyszedł mi na ratunek i zaspokoił moje pragnienie doznań duchowych :).
Może się to komuś wydać dziwne, ale ja uwielbiam utwory, które nawet jakimś najdrobniejszym elementem, nawet kilkusekundowym, potrafią mi się wwiercić w mózg i go tam drążyć. Słuchając takiego utworu odpływam. Nie ma świata realnego, jetem tylko ja, muzyka i emocje, jakie we mnie ona budzi.
Ostatnio przesłuchując piosenki, jakie mam na swoim odtwarzaczu natrafiłam na jedną z pozytywniejszych w odbiorze piosenek tej wytwórni, pod tytułem Fountain of Life
Genialny utwór. Za każdym razem, kiedy się w niego wsłuchuję ciarki przechodzą mi po plecach i za każdym razem tak samo mocno ją odbieram. Jak już wcześniej wspomniałam, wchodzi w mózg, jak wiertło udarowej wkrętarki.
To stopniowanie emocji jest doskonałe. Po prostu słuchając czuję się, jakby ta "fontanna życia" wytryskiwała gdzieś z głębi. Najpierw delikatnie, po małej kropelce, żeby w końcu wybuchnąć z całą mocą. Piękny utwór, jestem nim oczarowana. Pisząc to słucham sobie i zachwycam się nim.
Wiem, że tego typu muzyka ma za zadanie budzić w nas silne emocje, ale to właśnie dla mnie jest wspaniałe. Nie potrzebuję alkoholu czy innych używek, żeby poczuć odlot. Two Steps From Hell mi wystarcza :). Polecam zatem rzeczoną wytwórnię, jeśli ktoś chce zostać porządnie skopany przez muzykę. A ja wracam do moich Szkrabów, bo słyszę, że już się pobudzili.
Jeśli macie ochotę, zapraszam do podzielenia się ze mną swoimi przemyśleniami nt. muzyki, czego słuchacie itp. Chętnie poznam jakieś nowości.
Postaram się pisać częściej i więcej muzycznie.
Pozdrówki
Hayabusa vel Faratonga, czyli po prostu Anka