Będzie ciężko pisać, bo Brontowąsik zrezygnował z popołudniowej drzemki i siedzi mi na kolanach próbując wyartykułować swoją radosną twórczość waląc swoja mała łapką w klawiaturę :P. Dobrze, że Brontosik śpi...
Dobra ale do rzeczy :). Oczywiście kwestia folku w muzyce, tak zwanej popularnej, jest bardzo szeroka i doktorat można by z tego zrobić, jeśli nie habilitację. Tutaj zajmę się tą kwestią bardzo wybiórczo i subiektywnie.
Oczywiście był moment w polskiej muzyce, gdzie folk był bardzo na czasie i wiele zespołów wypłynęło na tym nurcie. Jednym czerpanie z folkloru wychodziło lepiej, innym gorzej, ale nie mnie to oceniać. Mój wpis jednak skupi się na trzech zespołach, które lubię, a które chyba nie koniecznie są szeroko znane lub doceniane..
Zaczniemy od punkowego grania z domieszką cygańskiej nuty. Przedstawiam Państwu Gogol Bordello. Jest to zespół z Nowego Jorku (podobno wielkie odkrycie Madonny). Jednak niech to Was nie zmyli, że to kolejny punk-rockowy zespół spod flagi Blink 182 lub Good Charlotte. Zespół składa się z ośmiu osób, które wyemigrowały z Europy wschodniej do US and A (jak mawiał pewien kazachstański dziennikarz Borat) zapewne w poszukiwaniu lepszego życia.
Założycielem tego zespołu jest Eugene Hutz z Ukrainy. Nazwa zespołu odnosi się do Nikołaja Gogola (rosyjski pisarz, poeta, dramaturg i publicysta pochodzenia ukraińskiego) i potocznej nazwy domu publicznego. Jak widać ciekawe połączenie... :P
(Brontowąsik spacyfikowany i od razu się lepiej pisze :D ). Ich muzyka to jak wcześniej wspomniałam połączenie energetycznego punka z cygańskim brzmieniem. Piosenki są raczej proste, nie trzeba się w nich doszukiwać jakichś filozoficznych treści, czy drugiego dna, choć zapewne co poniektórzy czepliwi i tego by się doszukali :P. Wszystko jest raczej dosyć lekkie i przyjemne dla ucha. Poza tym jest tam akordeon, a ja lubię użycie tego instrumentu (tak samo jak skrzypeczek) w połączeniu z gitarą. Ogólnie fajnie się słucha, choć nie wszystkie piosenki mi się podobały, w zasadzie mam kilka takich ulubionych, których słucham na okrągło.
Jednym z faworytów jest piosenka.Wunder Lust King Można tu usłyszeć bardzo ciekawe cygańskie brzmienie skrzypiec, które mnie urzekło od pierwszych dźwięków :).
Druga piosenka, która bardzo lubię, to American Wedding. Również miła i lekka piosenka, takie kawałki na rozruszanie i poprawę nastroju.
Zresztą widząc Eugene choćby w teledyskach, można od razu zauważyć, że to barwna postać. Zwłaszcza te jego pasiaste, obcisłe spodnie i sumiasty wąs podkreślają jego oryginalność. A mi osobiście kojarzą się z postacią z bajek dzieciństwa, z Dylem sowizdrzałem :D.
Drugi zespół, który bardzo lubię, jeśli jesteśmy już w kręgu folkowych klimatów, jest to kapela z Finlandii (bynajmniej nie The Rasmus :P), czyli Korpiklaani (co oznacza po fińsku "leśny klan" - nazwa bardzo adekwatna:) ). Jest to typowy zespół folk-metalowy. Mieszanka metalu, folku i fińskiej "humppy" – porywającej do tańca skocznej melodii, to cały Korpiklaani. Mi kojarzą się te melodie również z irlandzkim folkowym brzmieniem, a już warstwa tekstowa, to całkiem mi się z irlandzkimi pubami kojarzy ;).
Ten zespół strasznie lubię za ich luz i ewidentną radość jaką daje im granie. Teksty nie powalają głębią, ale są zabawne i mocno procentowe :D. W przeciwieństwie do Gogol Bordello każda ich piosenka wprowadza mnie w dobry nastrój. Skrzypce są genialne, gitara super, lubię takie muzykowanie, choć przy Brontowąsiku i Brontosiku muszę się wstrzymać z graniem głośniejszej muzyki...;/
To takie męskie granie, mocne brzmienia, śpiewanie o alkoholu, ale i tak lubię tych "leśnych ludzi" :). W ich muzyce jest świetne to, że te skoczne melodie i nieskomplikowany tekst szybko wpadają w ucho, Kiedyś w komentarzach pod jedną z piosenek przeczytałam wypowiedź jednego z fanów tego zespołu. Pisał on, że jest kierowcą szkolnego autobusu i puścił raz dzieciakom Korpiklaani, a za chwilę już cały autobus śpiewał "Happy little, happy little, happy little boozer" :D. Śmiem podejrzewać, że autobus pełen staruszek, też byś piewał z entuzjazmem refren niejednej piosenki :).
Dla nie wtajemniczonych "boozer" to potocznie po angielsku "knajpa" lub "ochlaptus"... :D
Teraz moje ulubione piosenki :D
I druga wesoła pioseneczka o jakże wzniosłym tytule "Beer Beer"
Na koniec wisienka na torcie, polska perełka folkowa. Zanim zdradzę o jaki zespół mi chodzi, przyznam się, ze jakoś do tej pory za nim nie przepadałam, aż do usłyszenia ich najnowszej (chyba?) piosenki. Chodzi mi o Zakopower i "Boso". Dlatego o nich pisze, ponieważ czerpią z folkloru mi bliskiego, z góralskiej muzyki. Nie słuchałam ich , ponieważ zostali wylansowani przez Kayah, za którą nie przepadam (projekcja :PP ). Ale po ostatniej piosence zmieniłam diametralnie zdanie. . Spośród tych trzech zespołów, które są tu przedstawione, Zakopower śpiewa o "czymś" (w zasadzie jest to jeden z niewielu zespołów polskich śpiewających o "czymś"... smutne). Nie będę się zagłębiać w warstwę tekstową, bo ten wpis nie ma na celu analizy utworów, ale muszę przyznać, ze rzeczona piosenka "Boso" ma bardzo ładny tekst i przede wszystkim mądry. W dzisiejszych czasach, gdzie konsumpcjonizm jest na pierwszym miejscu, warto by sobie przypomnieć i uświadomić w ogóle to, że kiedyś każdy z nas odejdzie stąd "boso". Melodia tej piosenki też mnie jakoś chwyta za serce. Zatem, żeby nie było, że "cudze chwalicie, swego nie znacie", z polskich folkowych inspiracji Zakopower to mój numer jeden :).
Pozdro
Faratonga :P
PS Mam nadzieję, że przez ACTA nie zamknął mnie w więzieniu za umieszczenie tu tych kilku teledysków...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze, ale proszę o rzetelną i konstruktywną krytykę, a także nie obrażanie mnie i innych komentujących :)