wtorek, 7 października 2014

"Składam się z ciagłych powtórzeń"

Witajcie !!!

Dzisiaj wpis nietypowy, dawno takiego na blogu nie było (normalnie wstyd...), a te osoby, które mają podobny gust muzyczny, jak ja, już po tytule wiedzą, o czym będę pisać :).

"Składam się z ciągłych powtórzeń" to pierwszy studyjny, solowy album Artura Rojka. Płytę zakupiłam na Allegro, bo nawet z kosztami przesyłki zapłaciłam prawie 10zł mniej, niż w Empiku :P.




Album w całości ukazał się w kwietniu tego roku i już osiągnął status platynowej płyty. Nic dziwnego, bo fani Artura Rojka na pewno się nie zawiodą (ja jestem zachwycona).

Na albumie mamy 10 utworów. Beksa to utwór, który ukazał się już w lutym, również Lato 76 zaprezentowane było wcześniej. Płyta jest w ładnym, prostym tekturowym opakowaniu.W środku mamy czarno białe, klimatyczne zdjęcie, a s specjalnej kieszonce w okładce płyty mamy jeszcze jeden arkusz z tekstami piosenek i ciekawym, trochę mrocznym zdjęciem.













Co do warstwy muzycznej, to wszystkie utwory bardzo przypadły mi do gustu, a te które gdzieś na początku jakoś mnie nie zachwycały, po kilkukrotnym przesłuchaniu zyskały na poznaniu i teraz są moimi ulubionymi (np. Czas który pozostał). Powiedziałabym, że mamy tu podobny klimat, jak za czasów Rojka w Myslovitz, wszystko brit rockowe, nie jest to jednak cała prawda, ponieważ w trakcie słuchania płyty wyłapujemy różne inne "smaczki" muzyczne. Określiła bym to w ten sposób, że ta płyta w trakcie słuchania, rozwija się, jak nuty zapachowe w perfumach. Najpierw mamy to "pierwsze uderzenie", a dopiero, jak zaznajamiamy się z płytą bardziej, wchodzimy głębiej w tą muzyczną krainę rozmaitości i docieramy do jej głębi, jak w perfumach do nut bazy. Wszystkie te dodatki są jednak bardzo wyważone i nawet, jeśli mamy w jakimś utworze fragment elektroniczny, to nie jest on nachalny i kiczowaty, wszystko komponuje się idealnie.

Co do tekstów, to z nimi jest identycznie, jak z muzyką, zyskują na bliższym poznaniu :). Teksty są przemyślane.Widać, że Artur Rojek pracował mocno nad tą płytą i nie jest ona komercyjnym tworem, żeby tylko zarobić szybko kasę (zresztą akurat u tego artysty nie ma obawy o takie posunięcia, on żyje tą muzyką i nie sądzę, że zgodziłby się wypuścić coś tylko dla pieniędzy, a bez tej głębi właśnie). Teksty, tak jak i muzyka są bardzo melancholijne, niektóre wręcz dołujące. Osobiście doskonale odnajduję się w takiej klimatyce, bo sama jestem osobą raczej taką zadumaną i o bardziej pesymistycznym usposobieniu, jeśli można to tak ująć :). W kwestii więc "osobowościowej" doskonale dogaduję się z tą płytą. Widzę w niej swoje emocje i czuję, że gdzieś ta płyta jest też częścią wnętrza Pana Rojka, zresztą pierwszy utwór, czyli Lato 76, jest zapisem autentycznych wspomnień autora. Stąd polecam jej słuchać raczej na spokojnie z zachowaniem intymnej atmosfery. Na pewno do słuchania przy sprzątaniu się nie nadaje :P.


Podsumowując, mogę powtórzyć tylko za Korą: "KOCHAM! KOCHAM!! KOCHAM!!!" (Dla niewtajemniczonych, pani Kora jest od jakiegoś czasu jurorką w Must Be The Music i to są zazwyczaj jej słowa, kiedy ocenia wysęp jakiegoś zespołu, który szczególnie przypadł jej do gustu ;).). Zatem jeśli również chcecie zanurzyć się w tą misternie splecioną sieć estetyki Artura Rojka, gorąco polecam zakup tego albumu. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie :).

To by było na tyle, ja od kilku miesięcy jestem zakochana w tej płycie i słucham jej namiętnie na okrągło, jeśli tylko mam sposobność :).

Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego tygodnia!!!

Anka vel Faratonga :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze, ale proszę o rzetelną i konstruktywną krytykę, a także nie obrażanie mnie i innych komentujących :)