Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trylogia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trylogia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 lutego 2013

Co mi w duszy gra

 Witajcie!
Dzisiejszy wpis, w ramach odskoczni, będzie muzyczny :) Postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma piosenkami, które w ostatnim czasie jakoś bardzo wbiły mi się w głowę. Nie będzie to jakiś jeden gatunek, po prostu mieszanka wybuchowa, jak to zresztą u mnie bywa, jeśli chodzi o muzykę.

Zatem do sedna. Zacznę od mocniejszego uderzenia, a potem będziemy się stopniowo wyciszać ;)

Na pierwszy ogień leci Manowar - Warriors of the World United z płyty Warriors of the World (2002r.)

Oczywiście mnie, jak to mnie, zahipnotyzowały pierwsze uderzenia, (jak włączycie, to będziecie wiedzieć o co mi chodzi), Poza tym gitara też jest świetna, lubię takie klasyczne mocne riffy, bez zbytnich udziwnień i dużej ilości solówek (w przeciwieństwie, do mojego Małżonka, który wręcz lubuje się w solówkach). Lubię też chór, który słychać na wstępie.Utwór dosyć długi, ale za to jak fajnie się go słucha w samochodzie - czuję się jak wojownik :D. Ogólnie piosenka dobra na odstresowanie i do samochodu. Oczywiście, śpiewamy wszyscy razem "Brothers everywhere raise your hands into the air we're warriors warriors of the world..."  :)




Kolejny numer, to rzecz zespołu już Wam znanego (pisałam o nim TUTAJ) - czyli nasi Leśni ziomkowie - Korpiklaani. Jako, ze przeciwieństwa maja się ku sobie, a ja jestem totalną abstynentka, lubię piosenki o alkoholu ;P. I tak utwór o jakże dumnie brzmiącym tytule - Vodka (singiel wydany w 2009r.) znalazł się w moim zestawieniu, ulubionych ostatnio dźwięków. A stało się to za sprawą:
  • skrzypeczek, które uwielbiam w takim wydaniu
  • fajnej, skocznej i wesołej melodii, która w ten marny, zimowy czas dodaje mi pozytywnej energii :)
  • oczywiście, prostej i nieskomplikowanej tematyki, czyli nie trzeba zagłębiać się zbytnio w warstwę tekstową, tylko się słucha i już jest fajnie :)



Kolej na coś całkiem nie pasującego do poprzedników, czyli utwór trance'owy :D Delerium feat. Sarah McLachlan - Silence (Niels van Gogh vs. Thomas Gold Remix 2008). Nie wiem, w sumie dlaczego ta piosenka. Po prostu przy niej odpływam... Powiem Wam, że jestem uzależniona od muzyki :p. A ten kawałek jest taki... Smutny, w sensie, nie jakiś skoczny, ani wesolutki, tylko taki no właśnie smutny :). Lubię i tyle.



I na koniec coś całkiem dla wyluzowania się i wyciszenia. Enya - May It Be ze ścieżki dźwiękowej do Władcy Pierścieni. Bardzo lubię Enyę. Jej utwory są takie kojące, przenoszą mnie w inny, baśniowy świat. Myślę, że to wszystko za sprawą jej głosu, który jest naprawdę niesamowity. Sama piosenka jest jedną z moich ulubionych, a to przez Władcę Pierścieni własnie, którego jestem ogromną fanka. Zarówno filmu, jak i wersji książkowej, którą przeczytałam jak do tej pory 4 razy, ale zamierzam w najbliższym czasie po raz kolejny przemierzyć Śródziemie :). Co do filmu, to też widziałam gdzieś 4 razy wszystkie części. Raz nawet z Bratem i Kolegą oglądaliśmy wszystkie trzy części z rozszerzeniami na raz. Ponad 9 godzin przed ekranem - niezły maraton :D. Ale mnie potem tyłek bolał... Już chyba więcej bym tego nie powtórzyła. Zresztą, co ja gadam, przy moich Brontosikach pół godziny ogladania w spokoju Mody na sukces jest wyzwaniem, a co dopiero 9 godzin :D:D:D.
Posłuchajcie więc Enyę i odpłyńcie hen daleko do Shire, a potem gdzie Was poniesie zew przygody - Rivendell, Rohan, a może i jeszcze dalej...



Mam nadzieje, ze na końcu udało Wam sie otrząsnąć i odrobinę wyciszyć po początkowym wstrząsie :). Chętnie poznam Wasze "piosenki-przylepy", czzlyi, co Wam aktualnie w duszy gra :D

Pozdr
Anka

czwartek, 3 stycznia 2013

Hobbit

źródło


Cześć wszystkim! Dzisiejszy wpis niecodzienny, żeby trochę odetchnąć od makijaży mała recenzja filmowa :). Zapraszam i miłej lektury.



Od 28.12. wszystkie kina namiętnie wyświetlają Hobbita :). Sama jako fanka i ogromna miłośniczka fantasy, zwłaszcza Pana Tolkiena, miałam ogromną ochotę obejrzeć ten film:) Mama była tak dobra, że zaopiekowała się naszymi Rozrabiakami, a ja z mężem wyruszyliśmy na randkę ;D do kina.

Wiem, że sieć aż huczy od tego, że film "cienki", nic się nie dzieje, nuda itd., itp. No tak, początek rzeczywiście jest raczej spokojny. Ale z moich obserwacji wynika, że po prostu pan Peter Jackson zrobił to celowo.
Jeśli ktoś widział gabarytowo Trylogię "Władcy Pierścieni" i książeczkę "Hobbit" zrozumie, że nie ma się co dziwić przydługiemu wstępowi do filmu. "Hobbit" jest książeczką, w moim mniemaniu raczej cienką, w sensie ilości kartek, a Trylogia ma te trzy i to spore tomy. Zatem w zasadzie, patrząc na to, że Pan Jackson tego "maluszka" rozbił na trzy filmy, Władca Pierścieni mógłby iść nawet w sześciu częściach, bo byłoby co nakręcić. Ale nie zostało to zrobione, bo przy czwartej części, już wszyscy mielibyśmy dość, i nie byłoby tylu chętnych. A z ciekawej i ekscytującej opowieści zrobiłby się 1256 odcinek "Klanu". A tego twórcy LOTR nie chcieli. Dlatego skończyło się na trzech długich częściach, ale za to mocno trzymających w napięciu i wbijających w fotel.


źródło

Ale powróćmy do naszego "Hobbita". W sumie mała historia została rozbita na 3 filmy. Po co? Proste - marketing. Na trzech filmach więcej zarobią, niż na jednym. Myślę, że to był główny cel, niestety... Pan Jackson nie jest w ciemię bity i wie, że skoro był taki szał na Władcę Pierścieni, to ludzie chętnie zobaczą kolejną jego produkcję. A do zrobienia dobrego filmu miał wszystko. Pieniądze, popularność uzyskaną dzięki LOTR, dobrego literata (Pan Tolkien ś.p.) no i najważniejsze - ciekawą historię. W sumie to go nawet rozumiem. Żyjemy w kapitalistycznych czasach, gdzie bądź, co bądź, kasa się liczy i jak bym miała możliwość, to sama robiłabym wszystko, żeby tej kasy mieć więcej, jeśli to możliwe, aniżeli mniej, no logiczne :). Niemniej jednak, fajnie by było myśleć, że ktoś robi coś nie tylko dla chęci zysku :). Ale nie ważne.



źródło


Osobiście mi film się bardzo podobał, mojemu mężowi zresztą też. Nie przeraził mnie wstęp. Powiem Wam tak, nie ma się co dziwić komentarzom widzów, że film przynudza. Jesteśmy przecież cały czas bombardowani ogromem informacji. Żyjemy w szybkim tempie i większość już nie umie posiedzieć chwilę w ciszy, ciągle coś musi brzęczeć za uchem. Nie uważam, żeby to było dobre, takie mamy czasy. Możemy się jedyni sami na chwilę próbować zatrzymać i pobyć sam na sam ze sobą.
Poza tym, Ci z Was, którzy czytali cokolwiek Pana Tolkiena wiedzą, że on zawsze w swoich książkach robi takie dłuższe wstępy. Nie powiem, jak byłam młodsza, to mnie to nudziło i miałam ochotę przewinąć te kilka kartek do przodu. Ale nigdy tego nie robiłam. Teraz umiem docenić te wstępy właśnie. O to chodzi, takie powolne wprowadzenie w fabułę ma za zadanie wciągnąć nas w klimat opowieści, żebyśmy stali się częścią tego fantastycznego świata, poznali jego mieszkańców i z nimi się zaprzyjaźnili. A nie, że od razu wrzucają nas nas do wirówki, wytarmoszą i obtrzaskają silnymi emocjami, a po skończonym filmie/książce, nie wiemy, jak się nazywamy.
Stąd ja tak chcę patrzeć na film "Hobbit niezwykła podróż". chcę w tym "przynudzaniu" na początku widzieć  wprowadzenie nas w ten świat, delikatne przypomnienie po co tu właśnie jesteśmy, nawiązanie do "Władcy Pierścieni", bo przecież tu w zasadzie ma swoje źródło misja Frodo.
Jak już wcześniej wspomniałam, mi ten film bardzo przypadł do gustu. Oczywiście najbardziej te przepiękne scenerie. Lasy, Rivendell, ogólnie topografia Śródziemia jest bajeczna, aż chciałoby się tam być. Zazdroszczę Bilbo tych jego przygód :). Poza tym, od połowy filmu jest też i akcja, dobry humor, nie przesadzony też jest, co nadaje takiej lekkości całej historii. A oprócz głównego wątku mamy również białego orka Azoga, który ściga naszą kompanie. Mnie osobiście Azog przerażał, naprawdę świetnie zrobiony i można się go wystraszyć.
Jedyne co mi się nie podobało, ale znowu to tylko moja prywatna opinia i w zasadzie twórcy filmu już nie mają z tym nic wspólnego. Nie podobało mi się to, ze na film przychodzili rodzice z dosłownie kilkuletnimi dziećmi. Naprawdę, widziałam tatusia, który przyszedł na film z około 5-6-letnią córeczką. Osobiście nie wzięłabym swoich dzieci na to. Gdyby skończyli kilkanaście lat to ok, ale wg mnie ten film był za straszny jak dla takiego malucha. Choć jak teraz tak patrzę na to, co dzieciom w tv się serwuje, jaką przemoc, wulgaryzm, spirytyzm i inne, nazwijmy to po imieniu - ZŁE rzeczy, to nie wiem, czy "Hobbit" przy tym wszystkim nie jest całkiem łagodną "dobranocką"... To mnie też przeraża.


źródło

Nie opisuję Wam tu, co działo się w filmie, bo po co, jak ktoś chce się dowiedzieć, to albo poczyta opisy w sieci, albo pójdzie do kina. Chciałam tu tylko podzielić się z Wami moimi refleksjami.

Życzę Wam miłego popołudnia/wieczoru/nocy itd. :P U mnie zawierucha straszna, zimno i śnieg taki zmrożony pada, brrr. Dobrze, że siedzę w domku przy ciepłym kaloryferze :)

Pozdrawiam ciepło
Ania